Neysis
Moderator

Dołączył: 06 Mar 2011
Posty: 92
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: Ateny Płeć: 
|
|
Kolejny rozdział tym razem z dedykacją dla Barteva i Anaid za czytanie i komentowanie moich wypocin Miłej lektury
Rozdział Pierwszy – Chimera na horyzoncie
-Muszę panią rozczarować – mruknęłam wolno – Ale mój ojciec nie będzie w stanie się jutro z panią spotkać – dodałam akcentując słowo nie i ojciec.
Historyczka spojrzała na mnie spod swoich grubych okularów. Oczywiście to ja musiałam zostać w klasie po lekcji. Standard. Jej szare oczy ciskały we mnie błyskawicami, których łaskotanie czułam na skórze. Nie trudno się domyślić, że szczerze mnie nienawidzi. Już od pierwszych dni pobytu w tej placówce tortur próbowała jeszcze bardziej utrudnić mi życie. Wiecie, bycie herosem nie jest czymś łatwym. Szczególnie kiedy prowadzi się podwójne życie.
-A można wiedzieć dlaczego? - spytała chłodno, poprawiając okulary na nosie.
Westchnęłam ciężko opierając się dłońmi o blat jej biurka.
-Doskonale pani wie dlaczego – zamruczałam uśmiechając cwaniacko.
-Nie igraj z ogniem dziecko – warknęła w odpowiedzi.
-Ależ ja nie igram z ogniem, tylko z chimerą – wzruszyłam ramionami nie przestając się uśmiechać.
Profesorka poruszyła się niespokojnie na fotelu, nie spuszczając ze mnie wzroku.
-Co te dyrdymały mają znaczyć? – spytała zimno – Mało ci jeszcze kłopotów?
-Ależ proszę pani to żadne dyrdymały, tylko bardzo prymitywna magia maskująca – westchnęłam prostując się – Jestem półkrwi. Dziwne, że jeszcze pani tego nie wyczuła – dodałam widząc jej zaskoczenie.
Staruszka zmarszczyła brwi, ale nie poruszyła się.
-Z drugiej jednak strony – ciągnęłam nie czekając na jej odpowiedź – Nie mogę się temu dziwić. Nawet jeśli jest to zaklęcie bardzo proste to utrzymywanie go przez tak długi czas musi być dla pani wyczerpujące stąd te przyćmione zmysły. To zadziwiające, czego wy potwory potraficie dokonać aby jak najdłużej utrzymać się przy życiu. To musi być upokarzające – zakończyłam chowając dłonie w kieszenie.
Kobieta zacisnęła wargi, a jej twarz zmarszczyła się jeszcze bardziej. Obie trwałyśmy w bezruchu przez dobrych kilka minut. Dzwonek kończący przerwę wybudził panią Targiel z letargu. Poderwała się z miejsca przewracając przy tym krzesło i odskoczyła do tyłu niemal wtłaczając w ścianę. W jej oczach mogła dostrzec determinację i niemal niezauważalny strach. Warknęła na mnie przybierając pozycję do ataku.
-Czego chcesz?
-To czego każdy członek Zakonu może chcieć... Krwi – odparłam uśmiechając okrutnie.
Wtedy właśnie kobieta ukazała swoją prawdziwą postać. Skóra jaką była pokryta zaczęła się łuszczyć i opadać na ziemię wraz z ubraniami. Na początku ukazał się wężowy ogon, dopiero później ciało kozła, a na końcu ogromny lwi łeb. Chimera zaryczała tak głośno, że okna za wibrowały. Część z nich nawet popękała.
Stałam spokojnie wpatrując się potworowi w ślepia. Dokładnie studiowałyśmy się nawzajem. W końcu chimera skuliła się napinając mięśnie nóg i zastygła na moment w bezruchu. Następnie skoczyła otwierając swoją lwią paszczę. Odczekałam. Kiedy jej pysk znalazł się wystarczająco blisko mnie złapałam jej rozwarte wargi przebijając palce o jej ostre kły. Zaczęłyśmy się siłować. Na moje szczęście była zmęczona zaklęciami, więc spokojnie mogłam sobie pozwolić na taki mało inteligentny ruch. Gdyby nie to, byłaby w trakcie przeżuwania mojej głowy. Zebrałam w rękach wszystkie siły i pomału zaczęłam coraz mocniej otwierać paszczę potwora. Chimera wydała z siebie zaskoczony jęk. Zaczęła parskać i wiercić się starając się uwolnić z uścisku. Ogonem złapała za stojące nieopodal krzesło i cisnęła je w moją stronę. W ostatniej chwili przyklękłam na kolano nie puszczając jej, a krzesło przemknęła kilka milimetrów nad moją głową i wybiło okno.
Zza drzwi zaczęły dochodzić do mnie dogłosy kroków i krzyki nauczycieli. Nie ma rady. Muszę szybko się z nią uporać inaczej resztę moich sił będę musiała zużyć na zaklęcie zauroczenie i wciśnięcie jakiegoś przekonującego kitu radzie pedagogicznej.
Skupiłam się jeszcze bardziej czując spływające kropelki potu po szyi. Rozległ się typowy dla łamanych kości zgrzyt i chimera została pozbawiona żuchwy. Jej zesztywniałe ciało padło na parkiet po czym zmieniło się w obłok czarnego dymu i wyleciało przez okno. Niewiele myśląc podbiegłam do okna dziękując bogom, że lekcja historii odbywała się na parterze. Wspięłam się na parapet i wyskoczyłam przez jedno z rozbitych okiem, rozcinając sobie ramię o wystający kawałek szkła. Z cichym sykiem wylądowałam na ziemi i pognałam na złamanie karku w kierunku płotu.
Nie ma to jak chimera, która skraca pobyt w szkole o kilka godzin...
-------------------------------
Za wszelkie błędy przepraszam, ale pisałam to dość szybko. Później sprawdzę i ewentualnie poprawię
|
|